Wiadomości

  • 29 marca 2024
  • 30 marca 2024
  • wyświetleń: 2743

Bronisław Foltyn dla bielsko.info. "Czas wpuścić trochę świeżego powietrza do miasta"

Siedmioro kandydatek i kandydatów wystartowało w wyścigu o najważniejsze miejskie stanowisko w Bielsku-Białej. Dziś zapraszamy do lektury wywiadu z Bronisławem Foltynem, startującym z ramienia komitetu Bezpartyjnych i Konfederacji.

Bronisław Foltyn dla bielsko.info. "Czas wpuścić trochę świeżego powietrza do miasta"
Bronisław Foltyn dla bielsko.info. "Czas wpuścić trochę świeżego powietrza do miasta" · fot. facebook.com/bronislawfoltyn


Jak Pan ocenia kondycję bielskiego samorządu? Co należałoby zmienić, a co według Pana funkcjonuje dobrze?

Najbliższe są mi problemy gospodarcze - jestem przedsiębiorcą, no, jeszcze cztery miesiące temu byłem, bo obecnie jestem posłem. Porównując początek obecnej kadencji samorządu czyli 2018 rok i rok 2024, trzeba powiedzieć, że zmieniło się bardzo dużo, niestety nie są to dobre zmiany. Spójrzmy na ulicę 11 Listopada - został wyremontowany plac Wojska Polskiego, miało się tam dużo dziać, miało być życie, ale to zupełnie nie wychodzi. Kolejne lokale są likwidowane - oczywiście w pewnym stopniu jest to wina pandemii, ale także ogromnych kosztów prowadzenia działalności. Wzrosły również koszty mediów, za co bezpośrednio samorząd nie odpowiada, ale też nie robi on nic, by przedsiębiorcom pomóc.

Prosty przykład - od 1 stycznia mamy nową stawkę podatku od nieruchomości. Wynosi ona około 33 złote za metr kwadratowy. Porównajmy to ze stawką za lokale mieszkalne, która wynosi 1,15 zł. Okazuje się więc, że za lokal w tej samej kamienicy mieszkaniec płaci złotówkę za metr, a przedsiębiorca - 33. To szaleństwo. To maksymalna możliwa stawka, takie same są choćby w Warszawie. Ale czy Bielsko-Biała jest tak bogatym miastem jak stolica? Sytuacja gospodarcza i wynagrodzenia są tu o wiele gorsze, a stawki podatku dla przedsiębiorców są na tym samym poziomie. Nie tędy droga.

Jeszcze inna sprawa - przedsiębiorcy wynajmujący lokale od gminy, płacą podatki od nieruchomości, choć nie są ich właścicielami. Lokale, w których prowadzą działalność należą do miasta. Naszym zdaniem, to miasto powinno płacić podatek, a nie przedsiębiorca, który lokal jedynie wynajmuje. Sporo osób na to narzeka, wiele firm przez tą krótkowzroczną politykę upadło.

W Bielsku-Białej są przedsiębiorcy zarówno mniejsi, jak i więksi - mam na myśli przemysł motoryzacyjny. Likwiduje się jeden z największych zakładów, dawny Fiat, zwolnienia są przeprowadzane w innych. To nie tylko problem gospodarki miasta, ale też ludzi, którzy tam pracują.

Tak, ale on dotyczy około 500 osób, z czego większa część otrzymała pewną ochronę lub możliwość przejścia do innych zakładów. Uważam, że Stellantis zachował się rozsądnie i nie zostawił tych ludzi samym sobie. Takie są dziś niestety trendy w Unii Europejskiej - odchodzi się od produkcji samochodów spalinowych, środowiska lewicowe naciskają na to, by już za 10 lat całkiem pożegnać się z takimi pojazdami. To szaleństwo, które będzie miało właśnie takie konsekwencja, jak dziś widzimy w Bielsku-Białej

Myślę jednak, że biznes związany z produkcją foteli, zagłówków, wycieraczek, szyb i innego rodzaju wyposażenia samochodów, dalej będzie dobrze u nas funkcjonował. W Sejmie należę do Komisji Gospodarki, na której był omawiany temat przejęcia zakładów przez Polskę Grupę Zbrojeniową. Zmieniła się w niej ostatnio rada nadzorcza, ale Zarząd jest jeszcze z poprzedniej władzy. Dopóki on się nie zmieni, to nie sądzę, aby zapadły jakiekolwiek wiążące decyzje. Widać jednak, że chęci są, to dobry kierunek.

A jak Pan ocenia sytuację branży motoryzacyjnej w Bielsku-Białej? Część mieszkańców ma obawy, że miasto utraci tę część swojej tożsamości tak samo, jak kiedyś przestało być miastem włókienniczym.

Myślę, że nam to nie grozi. Mocno się wyspecjalizowaliśmy, nasze zakłady produkują różne rodzaje części i to nie tylko do jednej czy dwóch marek samochodów, a do szerokiego grona producentów. Fakt, upada najbardziej znany zakład, ale pojawia się znowu szansa, że ktoś go przejmie. PGZ w ubiegłym roku miała ponad miliard złotych przychodu, dlatego ma możliwości inwestycyjne, a zapotrzebowanie - związane z wojną na Ukrainie - jest gigantyczne. Dlatego rolą Prezydenta jest zachęcanie do inwestowania na terenie miasta.

Mamy pomysł na utworzenie w Dzielnicy Biznesowej, czegoś w stylu „bielskiego manhattanu” - nowoczesnej dzielnicy, w której mogłyby działać duże firmy.

Gdzie mogłaby ona się znajdować?

Najbardziej zdegradowaną częścią miasta są tereny poprzemysłowe za Sferą w kierunku północnym, aż do ul. Komorowickiej. Tam się mieszczą drobne działalności, jakieś magazyny, a przecież niedaleko ma powstać zintegrowany węzeł przesiadkowy i północna obwodnica miasta. Powinniśmy zezwolić tam, na tych terenach, na budowę wieżowców i w ten sposób zachęcać inwestorów by pojawili się w Bielsku-Białej. To się świetnie sprawdza na przykład w Katowicach - nam tego brakuje, mam wrażenie, że przez ostatnie lata Bielsko-Biała stało się pewnego rodzaju skansenem. Zachwycamy się „Małym Wiedniem”, ale oprócz tego potrzeba działań nowoczesnych na miarę XXI wieku.

Zresztą nie trzeba szukać daleko - przecież Cavatina Hall pokazuje, że da się wybudować biurowiec na wysokim poziomie, który od razu przyciągnie chętnych do wynajęcia lokali. Potrzebujemy uznanych koncernów, a te też w takich krajach jak Polska szukają pracowników. Jeśli korzystają na tym Katowice czy Wrocław, to korzystać może też Bielsko-Biała. Nie jesteśmy w niczym gorsi

Poruszył Pan temat węzła przesiadkowego - to nieodłącznie wiąże się z komunikacją publiczną. Według różnych wskaźników, Bielsko-Biała jest jednym z najbardziej zakorkowanych miast, a jednym z rozwiązań tego problemu jest właśnie transport zbiorowy.

Ja się nie zgodzę z tym, że Bielsko-Biała jest zakorkowane. Jeżdżę dużo po Warszawie i ona jest trzy razy bardziej zakorkowana. Myślę, że u nas jest to m.in. kwestia braku obwodnicy - teraz, gdy chcemy dostać się do wschodniej części miasta, musimy przebijać się przez centrum. Wprawdzie powstaje obecnie nowy wiadukt na ul. Kwiatkowskiego, ale to nie wystarczy. Zresztą zachodnia część miasta się nam udrożniła po powstaniu tamtejszej obwodnicy, podobnie mogłoby być i z drugą częścią.

Komunikacja miejska musi oczywiście funkcjonować i mieszkańcy muszą mieć do niej dostęp, ale uważam, że brakuje nam parkingów w ścisłym centrum miasta. To przez to centrum umiera. Bielsko-Biała nie jest dużym miastem i jeśli umożliwi się sprawne docieranie i wyjeżdżanie do i z śródmieścia, to miast odżyje i będzie dobrze funkcjonować. Mówiło się od lat o parkingu podziemnym pod placem Wojska Polskiego - zrezygnowano z tego. Miały być dwa parkingi na Wyzwolenia - też zrezygnowano. Błąd. Kolejny przykład - teren obok Studia Filmów Rysunkowych. Miał być parking, jest klepisko, po którym lepiej chodzić w gumiakach. Przy Cavatinie też mamy księżycowy krajobraz.

Do tego poszerzamy strefy płatnego parkowania, płacimy za to coraz więcej, a za te pieniądze nie buduje się żadnych nowych parkingów. W przeciwieństwie do konkurentów uważamy, że samochód przez jeszcze wiele lat będzie nam służył za podstawowy środek transportu, a komunikacja autobusowa powinna być jego uzupełnieniem. Nigdy nie zastąpi go całkowicie.

Chciałem też zapytać o politykę bielskiego samorządu. Jak Pan ją ocenia?

Uważam, że przez te 5,5 roku wiele się zmieniło w polityce lokalnej. Mamy sytuację, w której klub prezydenta przejął połowę radnych Prawa i Sprawiedliwości, w pewien sposób przejął też Niezależnych i w Ratuszu zrobił się pewien monolit. Wszyscy chcą przypodobać się Prezydentowi, brakuje opozycji z prawdziwego zdarzenia. Dlatego chcemy być w Radzie Miasta i punktować wszystkie błędy. Jest siedem komitetów, rywalizacja będzie zacięta. Spora grupa mieszkańców nie jest dziś w samorządzie reprezentowana, a Rada Miejska powinna być pewnym odzwierciedleniem społeczeństwa. Czas więc wpuścić trochę świeżego powietrza do Ratusza.

Częścią tego społeczeństwa są studenci i ośrodki akademickie - w ostatnim czasie Bielsko-Biała stało się miastem uniwersyteckim. Jak powinna wyglądać współpraca między miastem a uczelniami?

Jest kilka aspektów tego zagadnienia, zacznę od tego trudniejszego. U nas nie studiują osoby z zewnątrz, a w Bielsku-Białej mamy 500 pustostanów. Dlaczego nie można by ich wykorzystać do programu „mieszkanie za remont”? On byłby skierowany nie tylko do studentów, także innych osób, ale rozwiązałby część problemów, z którymi borykają się młodzi ludzie.

Drugi aspekt wiąże się z organizacją w ogóle życia studenckiego. Wielokrotnie współorganizowałem ze środowiskami studenckimi Juwenalia, ale ta współpraca po pandemii praktycznie wymarła. Nie mamy życia studenckiego, a samorząd może tutaj zrobić wiele, by je pobudzić. Studenci nie żyją tylko nauką i przyszłą pracą, coś się w mieście musi dziać, a u nas zamykają się lokale. Czymś trzeba tych ludzi tu zatrzymać.

Oczywiście nie zatrzyma ich tylko odpowiedni poziom życia studenckiego, ale przede wszystkim możliwości po ukończeniu studiów. Kiedyś, gdy ATH kończyli fachowcy, korzystał na tym Fiat, oferując dobrą płacę. Właśnie dlatego trzeba tu ściągnąć duży biznes, by po rozszerzeniu kierunków kształcenia na Uniwersytecie Bielsko-Bialskim jego absolwenci mogli szukać pracy właśnie w takich korporacjach.

Mówił Pan o pomyśle na dzielnicę biznesową. Nie uważa Pan, że tak duże zmiany spotkają się z oporem części mieszkańców?

Uważam, że rolą włodarzy miasta jest animowanie, pobudzanie tego typu inwestycji. Staramy się na przykład o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury - to bardzo fajny pomysł. Popatrzmy jednak na Katowice, które też się o ten tytuł starają - oni mieli jeszcze gorszą sytuację, musieli odejść od górnictwa i hutnictwa, a przekształcili miasto w centrum kulturalne. Rozwój napędziła przebudowa dworca kolejowego, myślę że możemy się na nich śmiało wzorować.

Mówimy o inwestycjach, a na nie potrzeba pieniędzy. Wspominał Pan też o obniżaniu podatków, ulgach, a tymczasem obecne zadłużenie miasta wynosi 500 milionów złotych.

Słyszał Pan o krzywej Laffera? Ona pokazuje, że jeżeli opodatkowanie jest zbyt wysokie, to te wpływy spadają, bo coraz mniej osób jest w stanie te koszta opłacać. Musimy cofnąć się do punktu, w którym będzie się zwyczajnie opłacało prowadzić działalność w Bielsku-Białej. Jeśli przyjdą nowi przedsiębiorcy, to wpływy automatycznie się zwiększą.

A co do długu - gdy prezydent Klimaszewski obejmował urząd, to zadłużenie wynosiło 100 milionów złotych. W ciągu pięciu lat wzrosło do 520 milionów.

Ale zwiększyły się też dochody.

No tak, ale co za te 500 milionów zostało zrobione? Żadnej strategicznej inwestycji nie wykonano.

Tylko zadłużenie nie wynika stricte z przeznaczania pieniędzy na inwestycje. Wpływy do samorządów z podatków w ostatnich latach wyraźnie zmalały.

Kwotowo wzrosły, może procentowo nie, ale kwotowo jak najbardziej. Zaraz po pandemii radni mówili, że przychody mają spaść o 20 czy 30 milionów, a okazało się, że wzrosły o 80. Spowodowane było to oczywiście też inflacją. Miasto jednak powinno oszczędzać.

Prosty przykład - rozwija się nam imperium urzędnicze. Przed laty wszystkie urzędy mieściły się w Ratuszu, może kilka z nich porozrzucanych było po mieście. Teraz co i rusz słyszy się o kolejnych wyremontowanych budynkach, inwestuje się w urzędników, a to nie jest najważniejsza potrzeba. Urzędnicy powinni pracować w skromniejszych warunkach, nie powinni inwestować się w kolejne urzędy tak dużych pieniędzy. Potrzebujemy w urzędzie kompetentnych osób, które będą szybko podejmowały decyzje, a nie luksusów. Ograniczenie biurokracji jest sposobem na oszczędności.

Mamy np. Straż Miejską, która kosztuje 11 milionów złotych rocznie. Niby tylko 11 milionów, ale przecież wyłączono światła na pół roku, by zaoszczędzić dwa miliony złotych. Gdzie tu logika ? Przez to wzrosła przestępczość, wpływało to też na biznes - po północy w centrum miasta gaszono światło w środku lata. To dość absurdalne decyzje.

Straż Miejska dba jednak o bezpieczeństwo w mieście.

Ale moglibyśmy zastąpić ją patrolami Policji. Zamiast wydawać te 11 milionów, za dwa czy trzy miliony złotych mielibyśmy zapewnione bezpieczeństwo. Czułbym się bezpieczniejszy, gdybym był chroniony przez policjanta, niż strażnika miejskiego. Często słyszy się o osobach, które nie dostały się do Policji i potem trafiają do straży, a nie powinny. Resztę oszczędności moglibyśmy przeznaczy na np. obniżkę podatków.

Na koniec chciałbym jeszcze zapytać o inny podmiot, na który miasto wydaje spore pieniądze. Mowa o Podbeskidziu Bielsko-Biała.

Mam dwa rozwiązania. Pierwszy - sprzedać udziały prywatnemu inwestorowi, który zacznie wreszcie porządnie zarządzać tym klubem. Dzisiaj niestety to tak wygląda, że to Ratusz prowadzi klub sportowy, a efekty widać gołym okiem. To zarządzanie jest fatalne. Słyszeliśmy o dwóch czy trzech inwestorach, którzy byli poważenie zainteresowani odkupieniem akcji, ale nic z tego nie wyszło - pewnie nie chodziło tylko o pieniądze.

Można by także rozważyć rozwiązanie na wzór Wisły Kraków - z tego co wiem, to nawet część kibiców się tego domaga - by część udziałów sprzedać fanom. Myślę, że sporo bielszczan chciałoby mieć wpływ na Podbeskidzie i na przykład rozliczać prezesa za działalność roczną i za wyniki. To mogłoby też przyciągnąć wspomniany biznes - może jakiś inwestor byłby skłonny wtedy przejąć klub na stałe.

Dziękuję za rozmowę.

Reklama

Komentarze

Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu bielsko.info zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.