Wiadomości

  • 30 grudnia 2023
  • 2 stycznia 2024
  • wyświetleń: 5188

Dariusz Marzec, trener Podbeskidzia: "To nie może być drużyna wystraszonych chłopców"

Trzy zwycięstwa, siedem remisów, osiem porażek i przedostatnie miejsce w pierwszoligowej tabeli. Jeśli obecną sytuację Podbeskidzia Bielsko-Biała nazwać pożarem, to gaśnica znajdująca się w gabinecie Dariusza Marca jest aż nadto wymowna. - Muszę stworzyć zespół, który będzie ambitny, będzie walczył i uniesie ciężar odpowiedzialności. To nie może być drużyna wystraszonych chłopców - przyznaje w rozmowie z nami trener Górali.

Dariusz Marzec w wywiadzie dla bielsko.info
Dariusz Marzec w wywiadzie dla bielsko.info · fot. kr / bielsko.info


Z Dariuszem Marcem spotykamy się w piątek (29 grudnia) na Stadionie Miejskim. Szkoleniowiec wkrótce przeprowadzi się do Bielska-Białej, ale póki co przyjeżdża co drugi dzień z Krakowa. Jego piłkarze przebywają na urlopach, przygotowania rozpoczną dopiero 5 stycznia, ale nie oznacza to, że w klubie nic się nie dzieje. Wręcz przeciwnie - poinformowano choćby o rozwiązaniu kontraktów z bramkarzem Patrikiem Lukáčem czy napastnikiem Harisem Kadriciem.

Krzysztof Rojowski, bielsko.info: Trzy zwycięstwa, siedem remisów i osiem porażek. To bilans Pana piłkarzy po 18 spotkaniach 1. Ligi. Oczywiście można by analizować poszczególne statystyki, sprawdzać, co trzeba poprawić, ale w obecnej sytuacji to chyba nie ma sensu - elementów do poprawy jest zwyczajnie zbyt dużo.

Dariusz Marzec, trener Podbeskidzia Bielsko-Biała: Z zespołem jestem od praktycznie miesiąca i poznałem już go na tyle, by pewne kwestie rozumieć. Oczywiście ma Pan rację - poprawić trzeba absolutnie wszystko. Mamy najmniej strzelonych goli w lidze, więcej ma nawet ostatnie Zagłębie Sosnowiec. Do tego dochodzi 25 goli straconych.

Atak nie funkcjonuje, obrona jest dziurawa. Ten zespół trzeba zbudować od nowa.

W wielu meczach gole traciliście po indywidualnych błędach piłkarzy - czy to w kryciu, przez jakieś proste straty, przegrane pojedynki jeden na jeden. Za zbudowanie kadry w letnim okienku Pan oczywiście nie odpowiada, ale...

...Ale odpowiadam na przykład za mecz z Chrobrym Głogów, w którym debiutowałem. Bramki, które tam straciliśmy też padały po indywidualnych błędach konkretnych zawodników. Postawiłem na taki skład, a nie inny, więc biorę ten wynik na siebie.

No właśnie, wymienił Pan prawie połowę składu, odsunął podstawowych zawodników.

Tu nie chodziło o wstrząśnięcie zespołem. Po prostu w drużynach, które dotychczas prowadziłem, dawało to efekty. Postanowiłem dać szansę w pierwszym składzie zawodnikom, którzy dotychczas byli czasem nawet poza kadrą meczową - na przykład Mateuszowi Wypychowi czy Harisowi Kadriciowi.

Oni na treningach się bardzo dobrze prezentowali, ta decyzja miała swoje uzasadnienie. W sparingu z Cracovią ci zawodnicy też się odpowiednio prezentowali, więc liczyłem, że w spotkaniu ligowym też będą walczyć o każdy metr boiska. Nie mówię tu o umiejętnościach, ale o pokazaniu ambicji, by móc na dłużej zagościć w pierwszym składzie. Rozwiązanie to jednak nie przyniosło rezultatu i tak jak mówiłem - tę porażkę biorę na siebie.

Oczywiście porażka 0:3 jest dotkliwa, ale sprawdziłem statystyki z tego spotkania. Co ciekawe, Podbeskidzie miało dużo wyższe posiadanie piłki (62%), stworzyło więcej sytuacji bramkowych (20 do 9 ze strony Chrobrego) oraz oddało więcej strzałów (12 do 6, z czego cztery celne). Tak nie wygląda drużyna wyraźnie gorsza.

Z przebiegu gry byliśmy zespołem lepszym, tylko popełniliśmy błędy indywidualne, które zaważyły na wyniku. Przy pierwszym golu zawinił Mateusz Wypych, który stał w strefie i mógł zgarnąć piłkę. Nie zrobił tego i w czwartej minucie już tracimy gola. Przy drugim golu błąd popełnili trzej zawodnicy, ale kryć indywidualnie miał Miki (Daniel Mikołajewski - dop. red.) i to on zgubił swojego rywala.

Inną sprawą jest fakt, że przed pierwszą bramką dla Chrobrego sędzia nie zauważył ręki w naszym polu karnym. Gdyby się stało inaczej, nie powinno być rzutu rożnego, z którego padł gol. Sędzia tutaj popełnił błąd, zauważył to także VAR. Oczywiście nasza przegrana nie jest tym spowodowana, nie obwiniamy arbitra. Po prostu zdarzył się mu błąd.

Podobnie wyglądaliście w spotkaniu Pucharu Polski z Pogonią Szczecin, jeszcze za kadencji trenera Mokrego. Przyjechał dobry rywal, nie mieliście nic do stracenia, więc odważnie graliście i niewiele zabrakło do sprawienia niespodzianki. Ostatecznie jednak przegraliście po akcji w ostatniej minucie.

Wcześniej był też dobry mecz z Wisłą Kraków, potem ten z Pogonią. Zastanawiam się, ile sił kosztowały te spotkania, bo w końcówce sezonu drużyna „padła”. Ja przed ostatnim meczem ze Zniczem dałem zawodnikom dwa dni wolnego - w środę czy czwartek ledwo przebierali nogami na treningu. Mocno się obawialiśmy tego starcia, bo gdybyśmy wyszli tak przygotowani fizycznie, to dostalibyśmy łomot. Dzięki tej dwudniowej przerwie piłkarze wypoczęli i na tym grząskim boisku potrafili sobie poradzić.

Z czego to wynika? Z nieodpowiedniego przygotowania zespołu przed startem rozgrywek?

Nie będę tutaj oceniał niczego, co działo się przed moim przyjściem. Chcę tylko powiedzieć, że zespół który prowadzę ma cechować zaangażowanie w grę, agresja. Krótkie momenty takiej gry było już widać w spotkaniu ze Zniczem, wcześniej ich nie było. Gdy jesteśmy bez piłki, musimy od razu doskakiwać do rywali, naciskać, a nie zabezpieczać tyły i cierpliwie czekać.

Podbeskidzie w minionej rundzie testowało różne ustawienia, z trójką i czwórką obrońców…

Tego nie można nazwać grą trójką obrońców! Często nawet w akcjach ofensywnych, broniło pięciu zawodników. W trakcie meczu ze Zniczem stałem przy linii bocznej i co rusz mówiłem do Maksa Sitka, który grał na skrzydle - wyżej, wyżej! I on wychodził, nie schodził niżej niż linia środkowa boiska. Po jego akcjach w końcu atak zaczynał jakoś wyglądać.

Przy trójce stoperów, gdy mamy piłkę, wahadłowi mają być wysoko. Wcześniej to tak nie funkcjonowało. Myśli Pan, że łatwo jest wdrożyć taką zmianę nastawienia?

No nie.

Właśnie. W ciągu całego meczu mogłem to wymusić tylko na jednym zawodniku, który biegał akurat obok mnie.

To wcześniejsze ustawienie piątką z tyłu było na rękę stoperom, którzy byli asekurowani. Ale to tak nie może wyglądać - gdy grasz na środku obrony, to musisz umieć wygrywać pojedynki jeden na jeden, jeśli nie dwóch na jednego. Tego wymagam, żeby w obronie zawsze była przewaga jednego zawodnika. Jeśli przeciwnik atakuje jednym zawodnikiem, to my bronimy dwoma. Jeśli dwoma - my trzema. Jeśli oni trzema - my czwórką.

Wymaga Pan odważnej gry w bezpośrednich pojedynkach, a w tej rundzie - co sam Pan przyznał - straciliście sporo goli po indywidualnych błędach. To przecież mocno zaniża pewność siebie piłkarzy, która jest kluczowa w tym aspekcie.

Nie ma ludzi, którzy nie popełniają błędów. Mi też można zarzucać, że w tym pierwszym meczu powinniśmy bardziej grać na remis, ale zwyczajnie próbowałem coś zmienić. Nie utrzymamy się, jeśli będziemy minimalistami, nie możemy bać się gry w piłkę.

Wyraźnie jednak widać, że potrzebujemy wzmocnień.

Wracając jeszcze do tego meczu w Głogowie. Odstawił Pan od składu Samuela Nnoshiriego, który w poprzednich spotkaniach był jednym z wyróżniających się zawodników. Nie sprawdził się w sparingu z Cracovią, czy z czego wynikała ta decyzja?

Jestem tu krótko, ale obserwuję go i Samuel nieźle się prezentuje. Dobrze wyglądał w meczach z Wisłą Kraków czy Pogonią przed moim przyjściem. Nie mówię, że nie będzie grał, ale na tej pozycji widzę jeszcze Jakę Kolenca, Marcela Misztala, a wyżej Bartka Bidę czy Maksa Banaszewskiego. W Głogowie postawiłem Kadricia na dziewiątce, a za nim był Bida i Banaszewski.

Niżej z kolei widzę Mikiego i do niego kogoś trzeba dobrać. Czy to będzie Sitek, czy Samuel, czy Misztal, czy Jaka Kolenc - to się okaże, jest rywalizacja. Z Chrobrym grał Jaka, chociaż nie trafiłem z tym wyborem. Niewiele dawał zarówno w ofensywie, jak i defensywie.

Ale akurat Nnoshiri dużo dawał w ofensywie.

Każdy dokonuje jakiś wyborów, w treningach zarówno Kolenc, jak i Nnoshiri wyglądali nieźle. Ja postawiłem na Jakę, ale to nie zamyka drzwi Samuelowi.

Popatrzmy, jak wyglądała sprawa z Abate - też go z początku odsunąłem, bo przecież przed moim przyjściem strzelił jedną bramkę. To nie jest wynik odpowiedni dla napastnika, w tylu spotkaniach. Lionel jednak pokazał determinację, walkę i zaangażowanie, dlatego wrócił do pierwszej jedenastki i odwdzięczył się nawet golem z Wisłą Płock. Pokazał, że warto na niego stawiać.

Myślałem, że podobnie będzie z Harisem Kadriciem, który nie grał wcześniej i powinien być głodny gry. W sparingu z Cracovią wyglądał dobrze, w treningu też, natomiast w meczu - zupełnie inny piłkarz.

Ja jednak nie mogę w obecnej sytuacji patrzeć na nazwiska. Muszę stworzyć zespół, który będzie ambitny, będzie walczył i uniesie ciężar odpowiedzialności. To nie może być drużyna wystraszonych chłopców, którzy wychodzą na boisko z nastawieniem „nie stracimy bramki, to będziemy mieli remis”.

Często wracamy do tej potyczki w Głogowie, ale akurat w trakcie transmisji często było słychać jak Pan krzyczy „gramy do końca”, nawet jeśli wynik był już ustalony.

Zawsze to powtarzam. Potrzebny jest spokój - oczywiście, trudno go szukać w sytuacji, w której jesteśmy - ale musimy pokazywać zaangażowanie, przy jednoczesnym zrozumieniu własnego położenia. Nie można powiedzieć po dwóch czy trzech meczach - obojętnie, czy udanych czy nie - że jest dobrze albo źle.

W pierwszych trzech kolejkach wiosennych gracie z Resovią, która jest o punkt przed wami, oraz Zagłębiem, nad którym macie pięciopunktową przewagę. Nie chodzi tylko o punkty, ale przy dobrym wejściu w rundę łatwiej się będzie pracować.

Oczywiście! Nawet ten mecz ze Zniczem dużo dał, zawodnicy lepiej się poczuli, spędzili święta w dużo lepszej atmosferze. Dlatego trzeba wygrywać, a najlepiej złapać serię zwycięstw.

Mówi Pan o sferze mentalnej piłkarzy. Tymczasem zarzuca Pan Kadriciowi, że nie podołał w meczu po tym, jak większość rundy spędził na ławce. Przecież dla niego pobyt w Podbeskidziu jest pierwszym poważnym wyjazdem zagranicznym. Może warto z nim porozmawiać?

Gdy byłem zawodnikiem, wyjechałem do Grecji. Nic ich nie obchodziło, że jestem z Polski. Musiałem być po prostu najlepszy, bo w innym wypadku bym nie grał. Więc jakie to ma znaczenie, że ktoś przyjeżdża z obcego kraju? Tacy zawodnicy mają chcieć tu grać. Pokazywać, że są lepsi od innych, a nie uważać się za gwiazdy z abonamentem na pierwszy skład.

Z transferami bywa różnie, niepowodzenia są wpisane w ten proces. Trudno jest coś powiedzieć o zawodnikach, którzy nie grają od pół roku. Bierzemy jednak takich pod uwagę, bo czy ja, Marcin Kuźba czy Kamil Kosowski ich znamy. Wiemy, z jakich powodów nie grają i pamiętamy, jak prezentowali się wcześniej. Co mogą zaoferować drużynie, jaki mają charakter i tak dalej.

Tylko czy da się w ciągu jednego obozu przygotowawczego odbudować takiego zawodnika, który od pół roku nie gra? Niezależnie, z jakich powodów.

Wszystko się da, tylko wiele zależy od zawodnika - czy ma ambicje, czy nie. Gdy jest bez gry i przychodzi do nowego klubu, to musi pokazać ją pokazać. Pokazać ten charakter. Jeśli się mu to uda, będzie walczył na treningach o skład, to jest w stanie się odbudować i wrócić.

Macie w planach obóz zagraniczny. Tam można poprawić nie tylko motorykę, ale też zintegrować drużynę.

Bez dwóch zdań, tam może się narodzić team spirit.

A jak Pan ocenia tę obecną grupę? Nie jest podzielona?

Z pewnością kilku zawodników odejdzie. Zostaną tylko ci, którzy chcą podjąć tę rękawicę i będą zaangażowani.

Na wiosnę chcę zobaczyć Podbeskidzie, które będzie agresywne, będzie doskakiwać do przeciwnika, grać wysoko pod bramką rywali.

Tego Panu życzę. Dziękuję za rozmowę.

Reklama

Komentarze

Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu bielsko.info zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.