Wybory samorządowe 2024

Barbara Mucha

KW Prawo i Sprawiedliwość
Barbara Mucha

Kandydatka do Rady Miejskiej w Bielsku-Białej

Okręg nr 4
Pozycja nr 3

Z wykształcenia inżynier, z zamiłowania humanistka, z urodzenia artystka.

Skończyła politechnikę, zdobyła językowe certyfikaty, uczyła angielskiego, projektowała ubrania, rysowała i publikowała, doskonaliła się w marketingu internetowym i grafice. Teraz zawodowo określa siebie jako inżynier słowa, kreator wirtualnej rzeczywistości. Mimo wyraźnego indywidualizmu w życiu osobistym i zawodowym jest osobą wrażliwą społecznie i nieobojętną politycznie.

Angażuje się w projekty popularyzujące wiedzę o naszych symbolach narodowych (Polskie Towarzystwo Weksylologiczne), walczy o przyjazne środowisko i czyste powietrze w swojej dzielnicy Lipnik (Stowarzyszenie Atmosfera).

Dzięki doświadczeniu życiowemu, dużej wiedzy ogólnej, nieograniczonej wyobraźni uważa się za odpowiednią kandydatkę do rady miejskiej.

Konkretna jak inżynier, wrażliwa jak humanistka, kreatywna jak artystka.

Zapraszam na mój profil na fb


TRAKTUJĘ LUDZI POWAŻNIE! (wywiad)

Dlaczego zdecydowałaś się ubiegać się o miejsce w radzie miasta Bielsko-Biała?

Nigdy nie było mi obojętne, co dzieje się w świecie, w Polsce. Zawsze interesowałam się polityką, sprawami społecznymi, przemianami kulturowymi, ekonomią. Zarówno na poziomie globalnym, jak i państwowym. Odkąd pamiętam, staram się śledzić wydarzenia i zrozumieć, z czego wynikają. Nie unikałam również stawiania tez i komentowania. No i właśnie - najłatwiej jest siedzieć na kanapie i recenzować. Doszłam do wniosku, że nadszedł czas, abym z niej wstała i swoje recepty próbowała wdrożyć. Zawsze twierdziłam, że zmienianie świata należy zacząć od siebie i środowiska wokół. Dlatego moja decyzja, aby startować w wyborach samorządowych.

Jakie masz do tego kwalifikacje? Czy nie lepiej zacząć od na przykład członkostwa w radzie osiedla?

Rada osiedla w Lipniku - dzielnicy, w której mieszkam, jest moim zdaniem, modelowym przykładem dla tego typu jednostek. Ludzie, których wybraliśmy, działają aktywnie i skutecznie, czego dowodem są np. zwycięskie projekty budżetu obywatelskiego. Nigdy nie byłam jej członkiem, ale śledzę działania i w miarę możliwości wspieram, a przynajmniej mocno kibicuję. Sukcesów sobie nie przypisuję. Natomiast pracuję społecznie, mniej lub bardziej intensywnie, w Stowarzyszeniu „Atmosfera”, które powstało 10 lat temu i zajmuje się w Lipniku różnymi sprawami - od problemów (uciążliwość odorowa z ZGO, segregacja śmieci, strefa przemysłowa, hałas), po promocję ekologicznych nawyków i akcje angażujące społeczność do dbania o środowisko oraz estetykę Lipnika. Nie jestem mózgiem tego stowarzyszenia, ani autorką wielu ciekawych pomysłów, ale często można było na mnie liczyć w czynnościach wspierających, ale też ważnych - dystrybucja ulotek, zbieranie podpisów, działanie w internecie.

Myślisz, że to doświadczenie wystarczy, aby pełnić efektywnie rolę radnej?

Moje wyobrażenie o pracy w radzie miejskiej podpowiada mi, że to wystarczy. Znam ludzi z rady osiedla i innych środowisk. Cenię ich działanie, uważam, że ewentualna przyszła współpraca, byłaby efektywna - z mojej strony deklaruję otwartość, zaangażowanie i pewną elastyczność, potrzebną, by dojść do wspólnego rozwiązania. Oczywiście mówię tu teraz o Lipniku, miejscu, które znam najlepiej, bo tu mieszkam. Chcę jednak podkreślić, że chciałabym w podobnym stopniu reprezentować mieszkańców Straconki, Złotych Łanów, Leszczyn i Mikuszowic Krakowskich. Mam również świadomość, że radni Bielska-Białej podejmują decyzje, dotyczące całego miasta, więc ich działanie powinno wychodzić poza granice okręgu, z którego zostali wybrani.

Czy zamierzasz być aktywną radną?

Odpowiedź twierdząca byłaby tu pewnie mile widziana. Tylko co to znaczy? Owszem do każdego zagadnienia - czy to zgłaszanego przez mieszkańców, czy zrodzonego własnej inicjatywy chciałabym podchodzić poważnie. Badając temat, zasięgając opinii lub czasami szybko podejmując decyzję o interwencji. Nie zamierzam natomiast ścigać się na ilość interpelacji, ani próbować zaistnieć na sesjach błyskotliwymi bon motami, ani zarzucać facebooka zdjęciami swojej osoby. Czyli robić wszystko, by zbudować wizerunek aktywnej, ale niekoniecznie prawdziwie skutecznej. To tak jak w dowcipie, w którym facet jeździ tam i z powrotem z pustymi taczkami, bo nie ma czasu ich nawet załadować.

Ale przecież dokumentowanie swojej działalności to nic złego.

Oczywiście, ale w pewnych granicach i konwencji. Nie akceptuję kreowania siebie na kogoś lepszego lub wręcz doskonałego. Takiego retuszowania zdjęć i rzeczywistości, że aż można nazwać to oszustwem. Nie będę tego praktykować, bo zasada nie rób drugiemu co tobie niemiłe jest mi szczególnie bliska.

W swoich materiałach wyborczych podkreślasz, że jako kandydatka, chcesz być uczciwa. To chyba powinno być oczywiste, więc co to wg ciebie znaczy?

Chodzi mi o obietnice, które mogłabym teraz składać. Szczegółowe, ambitne, nierealne. Na przykład spisane z poprzednich lat cele innych kandydatów lub opowiadanie, że wybuduję przedszkole, zlikwiduję strefę przemysłową, dokończę amfiteatr, wykupię i wyremontuję leśniczówkę, zakażę wycinek drzew w pobliskich lasach, sprawię, że hałasu i smrodu nie będzie. Bielsko-Biała stanie się najbogatszym miastem w Polsce, a bielszczanie najszczęśliwszymi jej mieszkańcami. Czyli obiecać wszystko wszystkim, a nawet więcej. Przerysowuję, ale jeżeli to ubrać w odpowiednie słowa, może ktoś dałby się na to nabrać. To właśnie byłoby nieuczciwe.

Rzeczywiście obiecując takie rzeczy, nikt nie brałby cię poważnie. To nie wyczerpuje jednak tematu uczciwości.

Chciałabym, żeby potencjalni moi wyborcy mieli pełny obraz osoby, na którą zdecydowali się oddać swój głos. Oprócz wieku, wykształcenia, zawodu, doświadczenia, chciałbym, aby wiedzieli jaki światopogląd reprezentuję i jakie wartości są mi bliskie.

To opowiedz, kim jesteś, bo do tej pory dość enigmatycznie podajesz informacje, czym się zajmujesz.

Niechętnie mówię o wykształceniu, bo posiadane przeze mnie dyplomy i certyfikaty w większości nie idą w parze z moją historią zawodową. Jako przykład pierwszy z brzegu, czyli pierwszy uzyskany przeze mnie dyplom jest z Politechniki Łódzkiej filii w Bielsku-Białej (teraz Uniwersytet Bielsko-Bialski, a wcześniej Akademia Techniczno-Humanistyczna). Nigdy nie wykorzystałam go praktycznie w swojej pracy zawodowej, choć mgr inż. mogę wstawić przed nazwisko. Pytanie tylko po co? Moja ścieżka zawodowa jest kręta, ale różnorodna. Wraz ze zmieniającym się rynkiem pracy, rozwojem nowych technologii i w związku z tym pojawiających innych możliwości, starałam się nadążyć i wykorzystać je na każdym jej etapie, a także dopasować do nich moje pasje i zainteresowania. W moim CV można więc znaleźć: etat nauczyciela angielskiego w SP nr 26 w Straconce, działalność gospodarcza związana z modą i handlem, indywidualna działalność edukacyjna, praca w Instytucie Heraldyczno-Weksylologicznym, a później to już głównie branża internetowa i kreatywna - PR, marketing internetowy, copywriting, grafika. Praca na odległość, zanim stało się to powszechne, dały mi nie tylko spełnienie, ale niezależność i mobilność. Jest to dla mnie szczególnie ważne, gdyż jedną z moich większych pasji jest podróżowanie. Mogę to robić, nie czekając na urlop. Podaję te informacje skrótowo, bo przedstawienie całej kolekcji dyplomów i doświadczeń zawodowych zajęłoby dużo miejsca, a także  niepotrzebnie i do pewnego stopnia mylnie wykreowałoby mój wizerunek, jako osoby o niezliczonych talentach i nieograniczonych umiejętnościach. A cały czas w tle jest wątek uczciwości.

Zdaje się, że to słowo klucz w twojej kampanii?

Kiedy obserwowałam kampanie do samorządu lub parlamentu, to zawsze w materiałach wyborczych występowali kandydaci idealni. Nie dość, że doskonale wykształceni, to z doświadczeniem i sukcesami w biznesie lub polityce, deklarujący pracę na rzecz społeczności, danego okręgu lub państwa. Wszyscy z obietnicą zmiany jakości polityki, elokwentni i szczerzy. Te opisy zazwyczaj współgrały z doskonałym zdjęciem, wykonanym przez profesjonalnego fotografa, który zna możliwości programów do obróbki. Rozumiem, że nikt nie chce brzydko wyglądać, ale wykorzystywanie zdjęcia sprzed 10 lat, albo odmładzanie się o tyle, to rodzaj manipulacji. Może się czepiam, ale dla mnie kto w małych rzeczach nie jest wierny, ten…

Dość radykalnie do tego podchodzisz. Można podrasowanie zdjęcia uznać za bzdurę, chociaż to świetnie, nomen omen, obrazuje postawę niektórych wybrańców.

O to mi głównie chodzi. Nie chciałabym wychodzić pięknie na zdjęciu, tworzyć o sobie niesamowitej historii, obiecywać rzeczy ponad moje możliwości, albo kluczyć, nie dopowiadać, rozmiękczać, wszystko to w duchu koncyliacyjnym, z ideą tolerancji i przyjaźni wszystkich z wszystkimi, udając, że język ośmiu gwiazdek mi nie przeszkadza. Chodzi mi też o to, że jeżeli zdecydowałam się kandydować z listy Prawa i Sprawiedliwości, to gdybym została wybrana, deklaruję, że nie zmienię barw na inne, innego komitetu. Owszem, ludzie głosują na konkretną osobę z konkretnej listy. Jeżeli jednak później słyszę, że to w zasadzie nie ma znaczenia, że najważniejsze jest praca na rzecz miasta, obojętnie z jakiej pozycji, to myślę, że można czuć się oszukanym. Dlaczego ten ktoś nie startował od razu z innej listy lub jako kandydat niezależny, tylko wykorzystał ordynację wyborczą, żeby wejść do rady? Możliwe, że ludzie się później zmieniają, ale wtedy to świadczy o słabości charakteru i marnych kwalifikacjach moralnych. Załatwienie oświetlenia, czy kawałka chodniczka w dzielnicy tego nie zmienią.

Twój radykalizm wzrasta w trakcie rozmowy… Może lepiej nie oceniać?

Osoby publiczne muszą liczyć się z ostrą oceną. Na taką narażam się i ja, nawet tylko w kampanii. Jestem na to gotowa. Miłe słowa są balsamem, ale mnie nie usypiają. Wiem, że nie wszyscy mnie mogę zaakceptować. Nie jestem naiwna i obserwuję, jakie zachodzą zmiany cywilizacyjne, społeczne i mentalnościowe. Nie każdemu więc może spodobać się mój konserwatywny światopogląd, oparty na wartościach i kulturze chrześcijańskiej, a także informacja, że moje serce bije po prawej stronie. Radykalnie to deklaruję.

Rozumiem, ale podobno w samorządach politykę uprawia się bardziej personalnie. Barwy, czy stronnictwa nie mają aż tak wielkiego znaczenia. Ludzie głosują na konkretne osoby, które w większości znają, nawet osobiście.

To, że wybierają konkretne osoby, to się zgadzam, ale że nie ma znaczenia z jakiej listy? Pomijając już specyfikę ordynacji, to dlaczego później w skali okręgu i kraju podaje się procentowy udział poszczególnych komitetów? To dlaczego znam ludzi, którzy skłonni byłyby na mnie zagłosować, ale tego nie zrobią tylko dlatego, że lista im się nie podoba? Nie obrażam się, mówię trudno, jestem tego świadoma.

Dlaczego w ogóle rozmawiamy o polityce, o światopoglądzie i wartościach? Radny jest od dziury w drodze, interwencji w sprawie dzików, głosowania nad sprawami dotyczącymi infrastruktury Bielska-Białej.

Jeżeli potraktujemy człowieka, jako osobę tylko cielesną, zwykłego zjadacza chleba i konsumenta innych dóbr, to może takie podejście by wystarczyło. Uważam, że rzeczy niematerialne są równie ważne, a nawet ważniejsze dla człowieka jako członka danej społeczności i przedstawiciela określonej narodowości. Świadomość skąd się jest, znajomość historii Polski, regionu, miasta, wiedza o symbolach państwowych i samorządowych buduje tożsamość i wspólnotę. Zawsze chętnie uczestniczę w spotkaniach i imprezach o charakterze patriotycznym - marszach, koncertach, wykładach. Sama też przed laty wraz ze Stowarzyszeniem Aktywnych Polaków kilka z nich organizowałam. Były to spotkania z pisarzami, dziennikarzami, historykami. Zauważyłam, że jest zapotrzebowanie na wydarzenia intelektualno-kulturowe, które byłyby pewną przeciwwagą dla trendu liberalno-lewicowego, coraz wyraźniej dominującego w przestrzeni również naszego miasta.

Aby to robić, nie potrzebujesz być radną.

Teoretycznie nie. Natomiast ranga funkcji, do której aspiruję, bardzo by mi to ułatwiła. To samo odnosi się do innej mojej działalności popularyzatorskiej, dotyczącej wiedzy o symbolach narodowych. Jestem członkiem Polskiego Towarzystwa Weksylologicznego i wraz z firmą Pogotowie Flagowe, która jest producentem unikatowych konstrukcji flag, staramy się wypromować naukę o nazwie weksylologia. Dostarczamy informacji z zakresu historii, protokołu obchodzenia się z flagą, uczymy szacunku do naszych barw narodowych. Prowadzimy również działalność edukacyjną, organizujemy konkursy w szkołach. Przyznaj, że jako radna łatwiej byłoby mi to robić na naszym terenie. A wcale nie jest to takie proste. Wiem, bo próbowałam. Bardzo duży opór ze strony szkół i innych placówek. Nawet mnie ta sytuacja trochę zdziwiła. Usprawiedliwiam to tym, że przedstawiając się jako Barbara Mucha, tylko członek stowarzyszenia nie wzbudziłam zaufania, a samo słowo weksylologia może rodzić inne skojarzenia.

Rzeczywiście ten wątek w twojej kampanii dość daleki od utartych schematów. Rozumiem, że to bardzo ważne, ale może teraz o czymś, co dotyczy tylko miasta Bielska-Białej?

Nawiązując do mojej działalności heraldyczno-weksylologicznej to mogłabym się podzielić pewnymi informacjami dotyczącymi flagi naszego miasta, a jeżeli chodzi o herb, to… No właśnie, dobrze byłoby zacząć dyskusję o formie tego symbolu. Bielsko-Biała to jedno z trzech miast w Polsce, które posiada dwa herby. Wydawałoby się, że to powód do dumy i świetnie koresponduje z podwójną nazwą miasta, ale heraldycy mają na ten temat inne zdanie. Nie jest to jednak wątek, na którym chciałabym się teraz i w ogóle skupiać. Natomiast historia miasta to temat, który ciągle zgłębiam i dlatego nie opuszczam wykładów dra Wnętrzaka. Chciałabym tego historyka bardziej w tym kontekście wykorzystać. Uważam jego książkę o ks. Stanisławie Stojałowskim Wszystko dla narodu, wszystko przez lud zasługującą na szersze rozpowszechnienie. Mam wrażenie, że postać księdza, tak zasłużona dla polskości w Bielsku-Białej, jest znana tylko z ulicy, nieopodal ratusza zresztą. Nie ma na to mojej zgody, aby symbolami miasta były głównie, a właściwie tylko postaci z bajek. Sama deklaruję wsparcie wszelkich działań w celu wzmocnienia świadomości kulturowej, więzi społecznej regionu, a także jego promocji i dyskusji o przeszłości i przyszłości. Niezwykle ważne są dla mnie sprawy związane z Polską, ale nie w oderwaniu od życia małej ojczyzny. Tu mogę zrobić sama dużo, a jako radna jeszcze więcej.

Coś mi się wydaje, że teraz ktoś mógłby zapytać, skąd na tę działalność chcesz wziąć pieniądze.

Tu nie chodzi o pieniądze, ale wolę i wykorzystanie pewnych możliwości, takich jak na przykład rozpoznawalność, jaką daję sprawowanie funkcji publicznych. Nie twierdzę, że pieniądze nie są potrzebne, ale akurat do tego typu działalności nie muszą być duże. Dawno wyleczyłam się z nadziei o dotacje, sponsoring itd. Jeżeli coś mam zrobić, to płacę i robię. Tak było z paroma publikacjami, których jestem autorką. Cały proces wydawniczy sfinansowałam sama.

Co to były za publikacje?

Podobne do tej, ale to ja zadawałam pytania innym ludziom lub były to moje o nich wspomnienia, jak na przykład o śp. Alfredzie Znamierowskim, sławnym heraldyku i weksylologu, dziennikarzu Radia Wolna Europa, wielkim patriocie, którego miałam zaszczyt być przez dwa lata asystentką. Od niego nauczyłam się brać sprawy w swoje ręce. Miałam okazję obserwować, jak sam organizował międzynarodowe konferencje weksylologiczne w Cieszynie. Tak sobie myślę, że gdyby one mogły odbyć się w Bielsku-Białej, przy minimalnym wsparciu władz, to byłaby świetna promocja miasta. Naprawdę nie trzeba do tego bez końca eksploatować bohaterów kreskówek lub liczyć, że jakiś amerykański aktor obieca, że przyjedzie i podziękuje za hojny prezent.

Mam, być może mylne, wrażenie, że nieco lekceważąco wypowiadasz się o sprawach bieżących, które najbardziej interesują wyborcę, czyli naprawione oświetlenie, bezpieczeństwo na drogach, czy też ważne inwestycje w dzielnicy np. nowe przedszkole.

Absolutnie ich nie lekceważę! Uważam, że bezwzględnie zasługują na załatwienie w ramach możliwości. Nie bagatelizuję syndromu rozbitej szyby - gdy to zostanie zaniedbane, nie ma co silić się na coś więcej. Najwznioślejsza idea nie zagości na długo w zaniedbanym, pełnym braków środowisku. Jestem tego świadoma.

Boję się o cokolwiek ciebie jeszcze zapytać, by nie otwierać nowych drzwi… Czy nie obawiasz się, że poruszyłaś zbyt wiele tematów i do tego niektóre z nich mocno ponad poziom przysłowiowego chodnika, który trzeba zrobić w dzielnicy lub wyremontować?

Myślę, że odbiorca tej małej publikacji jest w stanie to wszystko „ogarnąć”. Liczę też na to, że doceni mój poważny stosunek - że nie patrzę na niego, jak tylko na potencjalnego wyborcę, a już na pewno nie na kogoś, kto będzie trzymaczem trampoliny dla mojej kariery politycznej lub jakiejkolwiek innej. Nawet jeżeli nie zechce na mnie zagłosować, to może jeden z wątków tej rozmowy go zastanowi i zaciekawi? Będzie to już jakaś wartość i mój mały wkład w życie społeczne.

Na koniec może dla kobiety nieeleganckie pytanie: w jakim jesteś wieku?

Mówi się że człowiek starzeje, kiedy częściej wspomina niż planuje i kiedy przestaje się uczyć. Ja przesadnie ani nie wspominam, ani też nie robię szczegółowych planów, ciągle się uczę i cały czas mam na to ochotę. Dzięki temu, mimo skończonych 52 lat, czuję młodziej niż 20 lat temu. Tego życzę wszystkim wyborcom, nie tylko moim.

Rozmowę z Barbarą Muchą przeprowadził Mariusz Hombek.


* weksylologia - nauka o flagach




Wyświetleń: 1816