Gorce tematy

  • 21 lutego 2021
  • 22 lutego 2021
  • wyświetleń: 19482

Od zera do ośmiotysięcznika - wyprawa bielszczan na Everest

Dwóch muzyków z Bielska-Białej - jazzowy i klasyczny - ma zamiar zdobyć Mount Everest. Zanim jednak zabiorą się za ośmiotysięcznik, czeka ich jeszcze wejście m.in. na Elbrus, Mount Blanc i Pik Lenina. Obaj intensywnie trenują pod okiem fachowca z TOPR - Andrzeja Miklera, a ich zmagania możemy na bieżąco śledzić w mediach społecznościowych. Szykuje się ekstremalna bielska wyprawa!

Od zera do ośmiotysięcznika, Łukasz Adamczyk, Sebastian Sojka
Przygotowania do wyzwania "od zera do ośmiotysięcznika" - na zdjęciu Łukasz Adamczyk i Sebastian Sojka · fot. Od zera do ośmiotysięcznika


Śmiałkowie, o których mowa, to Sebastian Sojka i Łukasz Adamczyk. Łukasz jest muzykiem jazzowym, a Sebastian - perkusistą i kotlistą związanym z orkiestrą Akademii Beethovenowskiej. Obaj są założycielami prywatnego Liceum Ogólnokształcące Edukacja w Bielsku-Białej. Wyprawę na Everest planują w 2023 lub 2024 roku. Do tego czasu przejdą intensywne przygotowania, które rozpoczęły się 3 miesiące temu. Będzie to letnie wyjście. Wyzwanie podejmują odpowiedzialnie - jak podkreślają, latem w Himalajach są wystarczająco ekstremalne warunki.

- Jestem zwolennikiem mierzenia siły na zamiary. Tutaj nie chodzi o to, żeby udowodnić, że potrafię wejść w zimie. Tam nie ma przelewek - to jest kwestia przeżycia - podkreśla Sebastian Sojka. - Podchodzimy do tematu bardzo rzetelnie. Podstawą jest zbudowanie odpowiedniego zaplecza w postaci oswojenia organizmu z ekstremalnymi warunkami. Pracujemy nad tym powoli. Jak głosi nazwa naszych kanałów w mediach społecznościowych, będzie to dosłownie wyprawa "od zera do ośmiotysięcznika" - mówi.

- Dwóch muzyków wyszło zza biurka i zza instrumentu i zaczęło trenować. Powtarzam, że nie ma rzeczy niemożliwych. Niemożliwe to potencjał możliwości - dodaje Łukasz Adamczyk.

- Porównujemy naszą eskapadę z życiem muzyka. To jest tak, jakbyśmy poszli nagrywać płytę do studia, a wcześniej nie byli do tego przygotowani. Wybierając się na Everest, wcześniej musimy bardzo dużo trenować, by później spożytkować w pełni czas na zdobycie szczytu - mówią.

Od 7 do 30 kilometrów, czyli początki



Postęp z pracą nad ciałem jest ogromny. Panowie podchodzą do przygotowań bardzo rzetelnie: najpierw dobra baza kondycyjna.

- Na samym początku, czyli 3 miesiące temu, byłem już trochę bardziej zaprawiony niż Łukasz. Przebiegliśmy wtedy 7 kilometrów i większą część czasu spędzałem czekając na Łukasza aż dotruchta do mnie. A wcześniej wydawało mi się, że nie mam żadnej kondycji. Natomiast postęp jest naprawdę szybki - Łukasz już w tej chwili biega 30 kilometrów po górach, w ciężkich warunkach. Ostatnio pobiegł z Bielska Białej na Baranią Górę, torując szlak w śniegu. Przemierzył 44 kilometry - relacjonuje Sojka.

Loading...


Bielszczanie trenują pod opieką Andrzeja Miklera. To jeden z kilkudziesięciu międzynarodowych przewodników wysokogórskich, człowiek z ogromnym doświadczeniem. Brał udział w słynnej wyprawie TOPR-owców w Himalaje.

- Mamy profesjonalnego opiekuna, przygotowuje nas od strony praktycznej. Pod jego okiem trenujemy wspinaczkę, przeprowadza nam szkolenia lawinowe, doradza w kwestii profesjonalnego sprzętu. Mamy już za sobą wspinaczkę na najwyższą iglicę w Polsce - Zadni Mnich, później była Bula pod Bańdziochem, Kuluar Kurtyki, zdobyliśmy też Świnicę w warunkach skrajnie ekstremalnych, przy trzecim stopniu zagrożenia lawinowego, w trzyipółmetrowych zaspach. Tak naprawdę wszystko to miało miejsce w ciągu ostatnich trzech miesięcy - opisują.

Naprawdę od zera



- Jako dwójka zawodowych wspólników podjęliśmy decyzję, że udowodnimy sobie, że nie ma rzeczy niemożliwych - mówią.

- Obaj urodziliśmy się w Bielsku. Ja mieszkałem niedaleko Stalownika pod Magurką. Do szkoły podstawowej musiałem wchodzić pod górę i znienawidziłem góry. Kiedy słyszałem, że jest jakaś wycieczka klasowa, np. na Magurkę, robiłem wszystko, by zachorować i nie iść z klasą. Góry równały się dla mnie z wyrzeczeniami i potem. Dokładnie trzy miesiące temu wszystko się zmieniło - mówi Łukasz Adamczyk.

- To prawda, największe osiągnięcie Łukasza to było wyjechanie kolejką na Szyndzielnię - śmieje się Sebastian.

Dokonać niemożliwego od zera do ośmiotysięcznika
Tatry · fot. Dokonać niemożliwego od zera do ośmiotysięcznika /


- To nie jest działanie na przekór sobie. Każdy w sobie pielęgnuje jakąś myśl, marzenie, coś się tli w głębi duszy, że coś by się chciało zrobić... Moja historia jest troszeczkę inna. Nie mogę powiedzieć, że gór nie lubiłem. Moja rodzina pochodzi z Zakopanego i częściowo wychowałem się właśnie tam. Ale czas spędzałem raczej na nizinach. Czasami wychodziłem na Nosala, przechodziłem Ścieżką nad Reglami, ale to nie była żadna forma turystyki górskiej. Co ciekawe, od 18. roku życia bardzo dużo podróżowałem, spędzałem wakacje poza granicami kraju, przebywając po trzy miesiące we Francji, Szwajcarii, Niemczech, praktycznie co roku przez kilka, kilkanaście lat z rzędu spędzałem jakieś 2-3 tygodnie w Chamonix i za każdym razem patrzyłem na tych wszystkich wspinaczy, którzy opowiadali wieczorami, siedząc pod zboczem Mount Blanc, jakie to było wspaniale, że zdobyli ten szczyt. Postanowiłem, że pewnego dnia też to zrobię. I właśnie 3 miesiące temu nastąpił taki przełom pod tytułem: skoro zawsze mówiłem, że "kiedyś to zrobię", to może należy zamienić to na "zrobię teraz" - mówi Sebastian Sojka.

- Sebastian najpierw mówił o Mount Blanc - zapytałem go dlaczego Mount Blanc, chodź na Everest! Dlaczego? Bo wyżej się nie da! I w ten sposób powstał pomysł naszej wyprawy. Połączyliśmy Sebastiana zajawkę górską i fakt, że ja gór nigdy nie lubiłem - śmieje się Łukasz Adamczyk.

Przygotowania



- Nie wyobrażam sobie teraz tygodnia bez gór. Dlatego przeprogramowałem moją pracę - wtorki są u mnie wolne i we wtorek, sobotę i niedzielę jesteśmy przeważnie w Tatrach. Trening jest bardzo ostry. Raz lub dwa razy w tygodniu robimy bieg na 30 km, pozostałe dni trenujemy wspinaczkę w Tatrach albo idziemy na siłownię, do tego jeszcze doszła dieta - na dziś dzień jestem 20 kg lżejszy. Wszystkie te rzeczy wpisują się w nasze przygotowania - mówi Łukasz Adamczyk.

Tatry
Tatrzańska zaprawa · fot. Łukasz Adamczyk / Facebook


- Musimy dbać o rozwój wydolności organizmu. Łukasz jest bardzo zaprawiony w niskich temperaturach. Zawsze marzyłem o morsowaniu, ale nigdy nie miałem odpowiedniego kompana do takich działań, a Łukasz mnie w to wkręcił. Oswajanie siebie z chłodem jest tak naprawdę kluczowe, bo nie da się wyjść na Everest, nie znając reakcji organizmu na zimno. Druga sprawa to poddawanie ciała najbardziej ekstremalnym zmianom. Ja spędziłem ponad tydzień, ciężko trenując w ekstremalnie różnych warunkach temperaturowych i różnej wilgotności, aby ciało wystawić na jak najwięcej "szoków", żeby spotykało się ze sprzecznymi komunikatami ze strony środowiska. Było to np. bieganie po plaży w temperaturze 30 stopni, co też nie jest łatwym wysiłkiem. Trenujemy w ten sposób wydolność organizmu - opowiada Sebastian Sojka.

Trening w Tatrach. Na zdjęciu Łukasz Adamczyk
Trening w Tatrach. Na zdjęciu Łukasz Adamczyk · fot. Od zera do ośmiotysięcznika


- Wszystkie rzeczy, które są wpisane w plan, są ustalane z Andrzejem Miklerem. Wyznacza nam kolejne punkty, które mamy realizować. Zaczęło się od wspinaczki w Tatrach. Ćwiczymy też na ściance w Bielsku, gdzie jesteśmy już stałymi bywalcami. Przeszliśmy też do realizowania dwudziestogodzinnych marszów górskich. Mam za sobą taką wyprawę z Bielska-Białej na Barania Górę. O 5.30 był start spod Dębowca, a skończyłem w Kamesznicy. Trasa liczyła 44 kilometry. Szedłem cały dzień - było to przejście w odpowiednim tempie, bez odpoczynków. Takie marsze uczą torowania drogi, nawigacji w terenie bez map, posługiwania się kompasem. Również Świnicę zdobywaliśmy pierwszy raz pod okiem Andrzeja, a ostatnio już samodzielnie. Zdobyłem też Starorobociański Wierch. Wiatr wiał 96 km na godzinę, była zerowa widoczność. Akurat szedłem sam. Jednak takie warunki i wymagania to jest tylko jeden procent tego, co nas może spotkać na Evereście - mówi Łukasz Adamczyk.

Loading...


- Korzystamy już w tej chwili z najlepszych sprzętów z pracowni Małachowskiego. To jest manufaktura ekwipunku alpinistycznego, wykorzystywanego przez czołówkę światowego alpinizmu. Między innymi ostatnią wyprawę na K2 wyposażał Małachowski - mówi Łukasz Adamczyk. - To nasza rodzima produkcja z Dębowca (powiat cieszyński) - wpieramy jednocześnie lokalny biznes. Na ten moment jesteśmy już wyposażeni w stu procentach. Na pewno są to bardzo drogie rzeczy, ale profesjonalne.

Adamczyk przygotowuje się też właśnie do maratonu (40km) Winds for Life World Run. Bieg odbywa się indywidualnie, ze specjalną aplikacją. Mogą w nim brać udział sportowcy na całym świecie. Zostały otwarte zapisy w Bielsku-Białej. Dochód z opłat startowych zostanie przeznaczony na badania nad rdzeniem kręgowym.

Wyprawa pod bielską banderą



- Część osób, kiedy usłyszała, że bierzemy się za takie wyzwanie, patrzyła na nas jak na dwóch świrów, którzy i tak nigdzie nie pójdą. Natomiast teraz Bielsko zaczęło nam bardzo mocno kibicować. Ludzie widzą, że to nie jest jakieś tam czcze gadanie jakichś dwóch muzyków - mówi Ł. Adamczyk

- W eter poszły różne informacje nieprawdziwe, że miasto Bielsko-Biała jest naszym sponsorem. Wyprawę i przygotowania realizujemy z własnej kieszeni. Prawdą jest natomiast, że miasto na swoich stronach internetowych zaczęło nas promować. Na razie nie mamy sponsorów, choć były o to już pierwsze zapytania. Zobaczymy już bliżej wyprawy jak to się potoczy. Są już też chętni do dołączenia do nas - przyznają bielscy śmiałkowie.

Loading...


- Na razie nie skupiamy się na szukaniu sponsorów wyprawy, jesteśmy w stanie osiągnąć ten cel bez ich pomocy, choć jesteśmy na nią otwarci. Będzie nam na pewno zależało, by ewentualni sponsorzy byli z Bielska-Białej, gdyż chcemy, by nasza wyprawa była promocją naszego miasta - dodają.

- Ja, ponieważ zwiedziłem już niezły kawał świata dzięki muzyce i orkiestrom, z którymi pracowałem, mam duży niedosyt, że Bielsko, będąc tak pięknym miastem, tak ciekawym, mającym tyle walorów i niezwykłych bielszczan, nie jest odpowiednio promowane. Nie jest wystarczająco doceniany jego potencjał turystyczny. Zależy mi na promocji samego miasta i regionu - mówi Sebastian Sojka.

Na razie uczestnicy nie zakładają, że wyprawa będzie miała charakter charytatywny, lecz nie wykluczają tego. - Myśleliśmy już, że może połączymy wyprawę z pomocą dzieciom z naszej szkoły. Moglibyśmy stworzyć np. stypendium ze środków przekazanych na nasze działania - mówią bielszczanie.

Słuchaj swojego organizmu, a nie swojego ego



Jeśli chodzi o kwestie organizacyjne - trwają rozmowy z Andrzejem Miklerem. Nie wybrali jeszcze agencji, z którą wyruszą na Everest. Zanim to się stanie, czeka ich po drodze jeszcze wiele wypraw: na Kilimandżaro, Pik Lenina, Mont Blanc, Elbrus, Kazbek. Już powoli szykują się na wyjście na Elbrus i Kazbek - ten ostatni szczyt chcą zdobyć już latem. - Pik Lenina będzie natomiast sprawdzeniem, jak nasze organizmy radzą sobie na wysokości ponad 7 tysięcy metrów. Będzie to tuż przed wyjazdem w Himalaje - mówią nasi rozmówcy.

Loading...


- To, czego my chcemy dokonać - to jest apel do naszych obserwatorów - jest niebezpieczne, nikogo nie namawiamy, żeby tego próbował na własną rękę. My od początku nie robimy tego sami, ćwiczymy w pełnej asekuracji i pod okiem zawodowca, człowieka, który szkoli TOPR. Każdy nasz ruch, każda wyprawa jest analizowana we wszelkich aspektach: topografii, czy warunków meteorologicznych - podkreślają.

- Wczoraj miałem jechać w Tatry, zadzwoniłem do Andrzeja. Powiedział mi: ostatnio dwa dni z rzędu lawiny ściągnęły ludzi, było kilka tragicznych w skutkach wypadów, możesz pójść, ale jest duże ryzyko. Odpuściłem więc Tatry i właśnie wtedy z Bielska-Białej poszedłem na Baranią Górę. To prawie 40 km. Trzeba też wiedzieć, kiedy zrezygnować z danej wyprawy, bo góry były, są i nikt ich stamtąd nie zabiera. Poza tym ryzyko jest zawsze, tylko świadomość tego ryzyka się zmienia i my tej świadomości uczymy się każdego dnia - uważa Łukasz Adamczyk.

- To ważne, jeżeli ktoś się wybiera w góry, powinien znaleźć profesjonalnego opiekuna i dobry sprzęt oraz... rozsądek. Góry uczą nas pokory - dodaje Adamczyk.

- Jak zwykł mawiać Wim Hof, słuchaj swojego organizmu, a nie swojego ego - uzupełnia S. Sojka.

Loading...


- Mamy już menadżera, który opiekuje się naszą wyprawą pod względem promocyjnym i logistycznym. To jest osoba, którą poznałem poprzez rynek artystyczny. Planowaliśmy kilka dużych tras koncertowych dla orkiestr z zagranicy i polskich, skupiających młodzież z całego świata. Jest to Małgorzata Kuczmowska - animator życia kulturalnego, wieloletni pracownik kontraktowy Instytutu Adama Mickiewicza, a na chwilę obecną pracowniczka The Global Leaders. To ona zajmuje się naszą promocją i ogarnianiem tego, na co my już w tym momencie, pochłonięci treningami, nie mamy czasu. Nie planujemy, że dołączy do wyprawy, chociaż... może mogłaby słać w świat relacje z naszego wejścia prosto z Everest Base Camp - śmieją się bielscy muzycy i sportowcy, bo tak bez wątpienia można ich już nazwać.

Przygotowania duetu Sojka&Adamczyk możemy śledzić na Facebooku:
https://www.facebook.com/dokonacniemozliwego

ar / bielsko.info

Komentarze

Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu bielsko.info zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.